Tuesday 24 November 2009

Królestwo strachu doktora gonzo




Pomimo tego, że w oczach wielu krytyków Hunter S. Thompson był wielkim autorem zaledwie trzech powieści, mało ma to wspólnego z całokształtem jego twórczości, która toczyła się nieprzerwanie aż do śmierci autora i u zatwardziałych konserwatystów wywoływała nieustanne bóle głowy. Nie da się ukryć, że doktor miał swoje ciche momenty, w których grubo sypał się koks i spalały kolejne jointy, ale gonzo pozostawało zawsze w toku.

Wydane w ostatnich latach zbiory korespondencji tj. The Proud Highway: 1955-1967, Saga of a Desperate Southern Gentleman (1998), odsłoniły wiele z wczesnych fascynacji Thompsona, jak też pozwoliły rzucić okiem na proces kształtowania się chimeryczno-psychedelicznego stylu gonzo. Jako podsumowanie wielkiego życia doktora służyć nam jednak powinno przede wszystkim jego ostatnie dzieło, Kingdom Of Fear: Loathsome Secrets of a Star-Crossed Child in the Final Days of the American Century (2003).

Ta książka to rodzaj specyficznego pamiętnika, w którym gonzo może sobie ponownie poszaleć, jak za starych, dobrych lat. Dzieło to składa się z trzech części, w których znajdziemy pełne pasji wyznania Thompsona na temat ciemnych stron jego żywota. Niczym kodeks apokryficznych zeznań na temat tajemniczego procesu twórczego, pisanych oczywiście w pierwszej osobie, Kingdom Of Fear pozwala nam się zagłębić w mało wcześniej poznane epizody z życia pisarza jednocześnie kreśląc wizję upadku Stanów Zjednoczonych jako kraju nieuchronnie staczającego się w otchłań faszymu. Nie ma tu oczywiście mowy o żadnej poprawności politycznej, Thompson po prostu za nic ma subtelny proces inżynierii społecznej, próbującej sprzedać kolorową wizję ładu bez pokrycia.

W książce Thompson rozlicza się także z aparatem państwowego terroru, ze wszystkimi jego elementami: z policją, z systemem prawnym, z obyczajowością, z metalnością bogatych i wpływowych, z hipokryzją dziennikarską, z polityczną fasadowością, a także z umową, łączącą media i rząd w strategicznych sprawach polityki wewnętrznej i zagranicznej. Robi to zaś wszystko nie tylko łamiąc wszelkie zasady podtrzymywania spektaklu, ale także z ogromną dawką humoru.

Już na samym początku otrzymujemy doskonały rodzynek w takim oto stylu: Moi rodzice byli porządnymi ludźmi, a ja zostałem wychowany, jak wszyscy moi przyjaciele, w wierze iż policja istniała po to, by nam pomagać i nas chronić – odznaka była symbolem niezwykle wielkiego autorytetu, być może najwyższego ze wszystkich. Nikt nigdy nie pytał dlaczego. Było to jedno z tych nienaturalnych pytań, które lepiej zostawić w spokoju (...)

Thompson wspomina dalej, jak razem z grupą ziomków przewrócił skrzynkę pocztową w taki sposób, iż upadła na ulicę prowokując drobny incydent z przejeżdżającym autobusem. Wspomnienie to staje się jednak tylko pretekstem do ukazania nieczystych metod pracy aparatu ścigania, gdyż w domu małego Thompsona szybko pojawia się FBI próbując wydobyć z niego zeznanie winy, rzekomo poświadczonej przez jego towarzyszy.

Wtedy też mały chłopiec po raz pierwszy dokonuje lucyferycznego gestu dokonując kontrataku: Co? Co będzie, jeśli się nie przyznam? To było pytanie. A ja byłem ciekawy, więc zdecydowałem się rzucić koścmi i zadać im pytanie. „Kto?” „Jacy świadkowie?” (...) I wtedy się to stało, ludziska. Nigdy więcej nie zobaczyliśmy tych agentów FBI. Nigdy. A ja nauczyłem się czegoś bardzo istotnego: Nigdy nie wierz w pierwszą rzecz, którą mówi ci agent FBI – szczególnie wtedy, gdy wydaje się wierzyć, że jesteś winny przestępstwa. Jak powiedziałby Timothy Leary: "kwestionuj autorytety".


Z książki dowiadujemy się też w jaki sposób pisarz zdryfował w stronę wojsk lotniczych. Jak pisze: Gdy wyszedłem z więzienia, faktycznie zacząłem od razu pracować dla Almonda Cooka, dilera Chevroletami, dla którego pracowałem całe lato. Nie jestem pewien, co chciałem robić jesienią – może polecieć do Wielkiej Brytanii. Nie wiedziałem, ale z pewnością nie byłem w nastroju na robienie niczego konwencjonalnego (...)

Niestety, po kilku tygodniach Thompson poważnie porysował maskę swojego Chevroleta przy próbie brawurowego parkowania. Zawstydzony tym wypadkiem, poszedł do jednego z menadżerów firmy po radę, który postawił na szczerość wyznania wszystkiego właścicielowi. Jak pisze dalej: Byliśmy wtedy na przeciwko głównej poczty w Louisville, po drugiej stronie ulicy, więc pomyślałem, no dobra! Założę się, że biuro komisji poborowej jest wciąż czynne. Tak więc poszedłem tam w porze lunchu i zgłosiłem się na ochotnika, co zrobiło i tak mnóstwo z moich znajomych.

Nie zapominajmy, że książka ta tropi jednak przede wszystkim ostatnie dni amerykańskiego stulecia i jest po brzegi wypełniona komentarzami politycznymi tj. jeden z moich ulubionych: Staliśmy się nazistowskim potworem w oczach całego świata – krajem sadystów i skurczybyków, którzy raczej zabiją niż będą żyć w pokoju. Nie jesteśmy jedynie dziwkami dla władzy i ropy, ale morderczymi kurwami z nienawiścią i strachem w sercach. Jesteśmy ludzkim ścierwem i w ten sposób osądzi nas historia (...) Dobre, co? Mi też się podoba.

Dalej pisarz rozpędza się jeszcze bardziej pisząc: Kto głosuje na tych nieszczerych palantów? Kto pośród nas może być szczęśliwy i dumny mając całą tą krew niewinnych na rękach? Kim są te świnie? Te obciągające maszt do flagi półgłówki, które dały się orżnąć i ogłupić małym, bogatym idiotom w stylu George'a Busha? To ci sami, którzy chcieli zamknąć Muhammada Ali'ego za odmowę zabijania żółtków. Przemawiają w imieniu całej głupoty, zawiści i okrucieństwa, leżących w amerykańskim charakterze. Są raistami i podżegaczami do nienawiści wśród nas – to właśnie Ku Klux Klan. Szczam tym nazistom do ryja. I za stary jestem, by martwić się czy im się to podoba, czy nie. Pierdolić ich.

Dalej dowiadujemy się także, co doktor gonzo porabiał w latach '80 w San Francisco, jak prowadził osobistą wojnę z osiadłym w pobliżu jego farmy milionerem, w jaki sposób został oskarżony o napastowanie seksualne, posiadanie kokainy i materiałów wybuchowych (z czego został całkowicie oczyszczony) przez aktorkę filmów porno, jak odkrywał drugie dno inwazji na Grenadę, jak spowodował panikę w okolicy robiąc Jackowi Nicholsonowi mały dowcip oraz jak bawił na Kubie, gdzie przygotowywał grunt pod ekranizację swojej książki The Rum Diary (1998), obecnie w trakcie realizacji. Dla wielbicieli „fear and loathing style” Thompson dorzuca także krótkie opowiadanie "Fear and Loathing in Elko".

Jeśli ktoś zastanawiał sie zaś już wcześniej nad fenomenem Thompsona, może spróbowac strawić tenże cytat: Cholera, nie tęsknię za tymi szeptami, tymi cichymi pomrukami strachu, kiedy wchodzę do cywilizowanego pomieszczenia. Wiem, co wtedy myślą i wiem dokładnie dlaczego. Czują się ekstremalnie nie komfortowo z myślą, iż jestem nastoletnią dziewczyną, uwięzioną w ciele sześćdziesięcio pięcio letniego recydywisty, który zdążył umrzeć do tej pory szesnaście razy.

Wszystkim fanom doktora gonzo gorąco polecam tą książkę! To dzieło wyjątkowo dobrze napisane i macie tu gwarantowane 2-3 dni czystej rozrywki w starym, dobrym stylu.



Monday 16 November 2009

"King Shot" nie zostanie zrealizowany!



Wielu czekalo i wielu obgryzalo paznokcie w oczekiwaniu na nastepny film Alejandro Jodorowsky'ego, do ktorego zdjecia mialy sie zaczac w padzierniku tego roku, ale film niestety nie zostanie zrealizowany, o czym nasz ulubiony geniusz opowiada brytyjskiemu Guardianowi.

O szczegolach czytaj tu.

Friday 13 November 2009

Walka w obronie profesora Davida Nutta trwa!


Dokladnie 30 pazdziernika zwolniony ze swojego stanowiska zostal profesor David Nutt. Piastujacy przez dwadziescia lat prestizowa role przewodniczacego Advisory Council on the Misuse of Drugs - najwazniejszego ciala naukowego, zajmujacego sie doradzaniem rzadowi Wielkiej Brytanii w sprawach dotyczacych narkotykow i substancji psychedelicznych - stracony z piedestalu zostal z czysto politycznych powodow.

Konkretnym powodem bylo twierdzenie, ze wiekoszosc z substancji, klasyfikowanych w grupie B (substancje dosc szkodliwe), powinna zostac zreklasyfikowana jako substancje grupy C (srednio szkodliwe). Profesor chcial takze, by jego wskazowki zostaly potraktowane powaznie i probowal przekonywac do swoich racji w wykladach, a takze w rozmowach z rzadzacymi politykami.

Skonczylo sie wielkim skandalem medialnym, odejsciem z komisji kolejnych naukowcow oraz wielka debata spoleczna, ktora mozna sledzic w postach tejze grupy facebookowej, jak i w relacjach medialnych.

Dobrym wstepem do sprawy jest wywiad telewizyjny z profesorem:



relacja z londynskiej manifestacji w obronie profesora:



... a takze sonda uliczna na temat calego zagadnienia:




Centralnym pytaniem jest tutaj "czy nauka ma sluzyc polityce?". Jesli odpowiedz bowiem brzmi tak, mozemy zapomniec o wszelkich probch reformy prawa, dotyczacego substancji narkotycznych i psychedelicznych, gdyz droge ustawodawcza dalej dyktowac beda PIENIADZE, PRZEKONANIA RELIGIJNE i INZYNIERIA SPOLECZNA!

Innymi slowy, obalanie wszelkich zmian w polityce redukcji szkod jest czescia znacznie szerszego dyskursu - procesu "wylaczania z dzialania" resztek demokracji przez korporacyjno-faszystowska plutokracje.

"Ekonomia nie jest nauka nautralna"

Dla tych, ktorzy nie mieli w rekach ostatniej ksiazki Douglasa Rushkoffa, idealnym wstepem i strzeszczeniem do niej bedzie ponizszy tekst, opublikowany w prestizowym portalu EDGE.org. Roshkoff argumentuje w nim, ze aktualny model ekonomiczny dla gospodarek swiatowych wciaz opiera sie na wzorcach sredniowiecznych uzalezniajac jednoczesnie cale spoleczenstwa od korporacyjnych wizji ladu, ktore stamtad biora swoje poczatki.

Jak pisze: Ekonomia, w ramach ktorej operujemy, nie jest systemem naturalnym, ale zestawem regul, wynalezionych w Sredniowieczu, majacych na celu zastopowanie szybkiego rozwoju klasy kupieckiej, kreujacej i wymieniajacej wartosc podlegajac jednoczesnie immunitetowi. Dzisiaj moglibysmy nazwac to "ekonomia sasiedzka", ktora nie podlegala centralnemu zarzadowi i nie miala nawet centralnej waluty.

[Czytaj dalej]


Relacja telewizyjna z pogrzebu Huntera S. Thompsona...






Friday 6 November 2009

Lek i odraza w politycznym mrowisku

"Fear and Loathing on the Campaign Trail '72" jest powszechnie uznawana za jedno z największych dzieł Huntera S. Thompsona - jego labedzi spiew. Jak sadze, spodoba się każdemu z jego fanów, ale przede wszystkim trafi do mózgu czytelnika, interesującego się kulisami działania amerykańskiej polityki lub co wydaje mi się zasadne, do mózgu czytelnika, interesującego się zasadami, rządzącymi systemami politycznymi tzw. krajów demokratycznych.

Mimo, ze zainteresowanie polityka nie jest tu obowiązkowe, z pewnością może pogłębić odbiór dziela Thompsona. Jeśli chcecie poczuć cała zgniliznę mechanizmów politycznych, z taka werwą opisywanych przez doktora gonzo, musicie chociaż tak, jak on sam wejść mentalnie w ich gąszcz.

Pisarz skupia się w ksiazce na opisywaniu wyścigu do nominacji na kandydata na prezydenta wewnątrz Partii Demokratycznej i robi to przyciskajac pedał gonzo do maksimum. Nie mamy od początku żadnej wątpliwości, iż Thompson nie sili się na obiektywizm obierajac sobie nawet własnego faworyta - senatora George'a McGoverna.

To, co uznaje bowiem za tragedie, ale też zwykłą kolej rzeczy, opisuje juz we wstępie następująco: "Zbiorowy i ostateczny upadek dziennikarstwa politycznego w Ameryce ma swoje korzenie w klubowo-koktajlowych stosunkach towarzyskich, które nieuchronnie wytwarzają się pomiędzy politykami i dziennikarzami
- w Waszyngtonie czy gdziekolwiek indziej, gdzie spotykają się ze sobą codziennie. Kiedy profesjonaliści zaczynają być ziomalami od kieliszka, nie będą się raczej starali podkladac sobie świń."

Mieszając skrupulatne opisy wystąpień politycznych, wywiady ze sztabem wyborczym swojego kandydata i pól-surrealistyczne zapisy wspomnień z podróży lotniczych, pobytów w hotelach i własnych ekscesów pijackich i narkotycznych, Thompson dokladnie ukazuje nam korzenie własnego stylu - skrajnie subiektywnej narracji rzeczywistości, nie posiadającej żadnego szacunku dla autorytetów oraz podwójnych standardów dziennikarstwa.

Jeśli obiektywne dziennikarstwo nie jest bowiem niczym więcej niż dziennikarska fikcją, doktor gonzo wyciąga z tego radykalne wnioski. Dziennikarstwo gonzo to fikcja, która mówi znacznie więcej niż "dziennikarska prawda" dzięki poszanowaniu prawidla "Im dziwniej, tym ciekawiej, a im ciekawiej, tym bardziej profesjonalnie."

Sama książka zbudowana jest jak dziennik, którego rozdziały są opisem kolejnych miesiecy trwania wyścigu politycznego. Pisarz zaczyna komentować kampanie w grudniu 1971, a kończy w grudniu 1972.

Dokonując porównań na temat stylu prowadzenia kampanii poszczególnych kandydatów i opisując, co sam o nich myśli, Thompson staje się wiernym komentatorem każdego posunięcia politycznego wyszydzajac jednocześnie wewnętrzne zasady polityki partyjnej, które same uniemożliwiają dokonywanie jakichkolwiek zmian społecznych.

Thompson idzie jednak dalej i bawi sie sytuacja, w której na własne życzenie sie znalazł dokonując zakładów na pieniądze o zwycięstwa w przedwyborach stanowych. Staje sie także ważnym czynnikiem, wpływającym na bieg wydarzeń i koniec końców produkuje cała serie poważnych wgladow w świat polityki, które są do dzisiaj traktowane jako absolutna klasyka dziennikarstwa politycznego!

"Fear and Loathing on the Campaign Trail '72" była w swoim czasie jednym z kamieni milowych dla kontrkulturowej wizji świata polityki, która tak brutalnie pokazała brak chęci na zmianę w 1968. Odsłonięcie przez Thompsona zaslonek, za którymi senatorowie palą skręty z dziennikarzami i pracownikami służb specjalnych, do dzisiaj służy jako najlepszy komentarz dla hipokryzji politycznej i zepsucia, jakie niesie ze sobą walka o władzę.

Thursday 5 November 2009

Biografia Huntera S. Thompsona!



Po spojrzeniu na polska siec kilka tygodni temu, a jednoczesnie coraz mocniej wciagniety w szalony swiata Huntera S. Thompsona, postanowilem napisac krotka biografie, majaca stac sie w zamysle wprowadzeniem w zycie doktora gonzo. Tym samym oddaje waszym oczom swiezy jeszcze tekst, ktory znajdziecie na lamach MAGIVANGI:

Hunter S. Thompson to jedna z najbarwniejszych postaci współczesnego dziennikarstwa i literatury, a jednocześnie ikona kontrkulturowego buntu wobec próbujących nas sobie codziennie podporządkować autorytetów. Samozwańczy doktor dziennikarstwa gonzo – stylu pisania, który nigdy nie znalazł żadnego innego przedstawiciela, oraz wielbiciel "dobrego przyjebania" marihuaną, meskaliną, kokainą, whisky i czym tam generalnie popadnie, Hunter S. Thompson aka. Raoul Duke, stanowił rzeczywistość samą w sobie – królestwo czystej fantazji.

Pomimo tego, iż pochodzenie terminu "gonzo" wydaje się równie niepewne, co pochodzenie Słowian, ten wyjątkowo rewolucyjny stylu pisania zainspirował swoim heroizmem i brawurą wielu ze współczesnych pisarzy. W jednej z wersji określenie „gonzo” zostało ukute przez Billa Cardoso, przyjaciele pisarza i dziennikarza Boston Globe. W drugiej Thompson podłapał je słuchając anarchistycznego bluesmana, Jamesa Bookera. Ten brak źródeł ciężko uznać za wadę, gdyż dzięki swojemu stylowi Thompson już za życia stał się legendą w Stanach Zjednoczonych. Kraj, który tak kochał, a jednocześnie tak mocno krytykował za postępującą degenerację społeczno-polityczną, był jego największą areną walki – obsesja ciemnego losu USA zdaje się niemal wyznaczać łuk jego pisarstwa.


[Czytaj dalej w Magazynie MAGIVANGA]